Dziś znów nie udało się dowiedzieć jak Sajgon wygląda o poranku, czy lepiej się oddycha czy chłodniej bywa.
Wstrząsające jest Muzeum Pojednania. Faktycznie Wietnamczycy traktują Wojnę Amerykańską (tak o niej mówią) jak swoisty Holocaust. Nawet nie miałem ochoty robić zdjęć. Czy polecać też nie wiem. Wychodząc obejrzeliśmy park maszyn czyli sprzęt wojskowy używany przez amerykanów. Zadziwiające do jakiej finezji ludzkość może się posunąć w doskonaleniu zadawania cierpienia.
Golden Dragon Water Puppets Theater 6:30PM. Aparat zjadł mi baterię, skupić się musiałem na widowisku. Spektakl przedni, jak się dowiedzieliśmy z ponoć tysiącletnią tradycją. Do tej pory nie mam pojęcia jak te kukiełki były sterowane. Po prostu pływały w takim basenie ze scenografią a po dwóch stronach sceny przygrywała kapela. Świetni muzycy użyczali również głosu postaciom. Tu jednak pojawiała się bariera przekreślająca możliwość pełnego rozkoszowania się istotą dzieła – język libretto.
Wchodząc wieczorem w naszą uliczkę z hotelem dostałem ostrzeżenie od Ary o karaluchu pod nogami. Faktycznie był spory i szczerze podziwiam jego wolę przetrwania w tym natrętnym mieście.
Odebraliśmy plecaki z biura podróży i ciekawi nowych doświadczeń ulokowaliśmy się w nocnym sypialnym autobusie do Phan Rang (nasz punkt przesiadkowy do Da Lat).
Dziękuję za uwagę.