Inna bajka

Posted by

Czas środkowonepalski

Ostatnie chwile w Nepalu to dobry moment na małe podsumowanie.
Przed przyjazdem tu słyszałem wiele dobrego o tym miejscu, ale i tak rzeczywistość pozytywnie mnie zaskoczyła. Dla większości turystów Nepal to przede wszystkim Himalaje. Surowe, niedostępne, trochę groźne, ale przede wszystkim piękne. Przyjezdni się nimi zachwycają, miejscowi muszą po prostu w nich przeżyć.
Mało który Nepalczyk chodzi po górach dla przyjemności, dla wielu to po prostu bardzo ciężka praca. Wielu tragarzy kilkakrotnie było na szczycie Mt Everest czy Annapurny i raczej nikt tego specjalnie nie odnotował.
W tak ciężkich warunkach życia można by spodziewać się prostych, surowych ludzi, jednak tu kolejne zaskoczenie.
Nepalczycy zadziwiają otwartością. Bardzo często ktoś po prostu zaczepiał mnie na ulicy żeby porozmawiać.
Na początku oczywiście odchodziłem, urywałem rozmowę, mówiłem że niczego nie potrzebuję itd. Zwykle, zwłaszcza po wizycie w Indiach, jak ktoś zaczepia i pyta co słychać, skąd jestem, czy jak się nazywam, na pewno prędzej czy później zechce coś sprzedać lub na coś naciągnąć. Na szczęście w Nepalu (poza skrajnie turystycznymi miejscami) jest inaczej i naprawdę trudno się do tego przyzwyczaić. Oni są po prostu towarzyscy i przyjaźni z natury. Z czasem powstrzymywałem swoją podejrzliwość, spędzałem coraz więcej czasu z przypadkowo poznanymi ludźmi, poznawałem ich coraz bardziej i coraz bardziej mnie zadziwiali.
Ludzie tutaj są biedni, praktycznie nie ma przemysłu, turystyka jest jednym z głównych źródeł dochodu. Zwłaszcza w Kathmandu czy Pokharze na każdym rogu są sklepiki turystyczne, agencje turystyczne czy hoteliki. Ludzie pracujący tam na jako obsługa zarabiają zwykle 30-60 USD miesięcznie, więc raczej się nie przelewa. Czasem Nepalczycy wyjeżdżają do pracy do krajów arabskich lub Europy. Agencje pośrednictwa pracy zwykle biorą prowizje w wysokoćci połowy ich zarobków. Jeśli ktoś chce mieć pozytywnie nastawionego do świata pracownika, mogę podesłać papiery kilku kandydatów 😉
Pomimo biedy ludzie są niezwykle pozytywnie nastawieni do świata. Nie mogę przypomnieć sobie, żeby ktoś się kłócił, denerwował, krzyczał czy był złośliwy. Takie zachowania są im jakby obce.
Patrząc na tutejszy ruch uliczny, można by pomyśleć, że jazda tu jest strasznie stresująca. Korki, brak zasad, wszyscy trabią, jednak nie ma to nic wspólnego z nerwowością, to po prostu styl zachowania. Jeden Nepalczyk zwrócił mi kiedyś uwagę, że jak jeżdżę motocyklem, powinienem częściej trąbić dla bezpieczeństwa.
To miejsce jest trochę jak bajkowy świat, gdzie wszyscy są zawsze uśmiechnięci. Nie obiecują jeśli wiedzą, że nie dotrzymają obietnicy, nie koloryzują, są szczerzy, czasem jak dzieci, jakby kłamstwo było dla nich niewykonalne. Zdarza się oczywiście drobne naciąganie turystów, jak na przykład zawyżanie cen w sklepach czy barach. Ostatnio poszedłem zrobić pranie. Mała reklamówka, trochę ciuchów po trekkingu. Facet wyciąga małą wagę z haczykiem, wiesza reklamówkę i mówi że jest 3kg. Biorę reklamówkę do ręki i mówię że niemożliwe. Pokazuje mi wagę i twierdzi zaparcie, że 3 kg. Wyciągnąłem litrową wodę mineralną i poprosiłem żeby zważył. Roześmiał się, odmówił zważenia i ustaliliśmy bez wagi, że pranie waży 2kg 🙂 Pewnie i tak o 0,5 kg za dużo…

Przez swoje nastawienie wszyscy bardzo łatwo nawiązują znajomości. Kiedyś zwiedzałem jakąś świątynię z poznanym Nepalczykiem i podszedł do nas mnich. Posiedzieliśmy chwilę, pogadaliśmy, przedstawiliśmy się, po czym Suresh powiedział, że teraz ten mnich jest już jego kolegą i przyjdzie tu kiedyś jeszcze raz zobaczyć co u niego słychać. Tutajszy Facebook musi być nieźle przeładowany 🙂

Kolejną rzeczą która lekko zaskakuje jest podejście do dóbr materialnych. Jakby niepisana zasada jest taka, że jeśli masz coś czego specjalnie nie używasz a ktoś akurat tego potrzebuje, to mu to dajesz. Dochodziło do trochę krępujących sytuacji, kiedy siedziałem w domu jednego z lokalnych kolegów, oglądałem wiszące ozdoby, powiedziałem że bardzo ładne, na co gospodarz: Podoba ci się? Weź, jest twoje.
Z czasem zacząłem się powstrzymywać przed mówieniem, że coś mi się podoba, ale i tak dostawałem jakieś książki o Nepalu, modlitewne szarfy czy koraliki.

Nawet w jaskini można natknąć się na lokalnych, przedziwnych bogów

Ciężko mi będzie wrócić do Indii po wizycie tutaj.
Znów trzeba będzie włączyć podejrzliwość, uważać na wszystko i wszystkich, nie ufać ludziom.
Tutaj to prawie niepotrzebne zachowania.

Często na ulicach ludzie grają w różne gry planszowe czy karciane. Populana jest np. gra wyglądająca jak połączenie cymbergaja i bilarda na specjalnym stole posypanym mąką. Kiedyś spytałem grających w karty chłopaków kto wygrywa. Wygrywa? -popatrzyli zdziwieni. Nikt nie wygrywa i nikt nie przegrywa, po prostu gramy.  To właściwie dobrze obrazuje ich filozofię życia. Nie liczy się cel, tylko droga.

Już miałem powiedzieć, że szczęście mi ostatnio sprzyja, albo jak wolą miejscowi, że mam dobrą karmę, ale wirusy pożerające zdjęcia znów mnie zaatakowały. Nie sądzę, żeby to byly nepalskie wirusy, nie podejrzewam żadnego obywatela Nepalu o wyprodukowanie wirusa. Nie mieściło by mu się w głowie żeby zrobić coś, co po prostu zrobi krzywdę komuś innemu.

Ostatni wieczor w Nepalu był dość specyficzny. Zostałem zaproszony na domową imprezę pożegnalną. Przyszedłem w towarzystwie poznanej Polki i Holendra. Przynieśliśmy kilka piw, jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie, bo chłopaki przywieźli z rodzinnej wioski kanister 20L Nepali Chang i różne jedzenie. Miło, wesoło i duuużo Changa. Pokój zupełnie jak w akademiku, tylko zamiast plakatów muzyków były plakaty z Siwa, Ganesh, jakimiś mandalami i tygrysem 😉 W sumie z 10 osób.
Około północy pierwsze ofiary Changa zastały rozwiezione do swoich miejsc noclegowych.
Rano chłopaki czekali na nas z taksówką przed hotelem. Poznana Polka miała lecieć tym samym lotem co ja do Delhi. Chłopaki powiesili nam na szyjach girlandy kwiatów i odeskortowali motorami na lotnisko 🙂
Muszę przyznać, że pożegnanie było porządne!
… szkoda tylko, że się na lot nie załapałem bo był przebukowany 🙂
Nie ważne, złapię następny…

Jak zwykł mawiać gubernator Arnold: I will be back