HCMC dzień drugi

Posted by

Mimo,że miasto oficjalnie nazywa się Ho Chi Mihn City (od imienia wujka rewolucji wietnamskiej) to i tak wszyscy nazywają je Sajgon. Drugi dzień w nim zaczęlimy późno. Najpierw rano, przed zupełnym obudzeniem słyszałem bieganie po schodach i znajomy głos krzyczący coś do telefonu z beztroską wesołoscią. Po chwili zorientowałem się, że to nasz znajomy Frank z Tasmanii, który dziś miał kończyć letnię przerwę wakacyjną i wracać do szkoły. Okazało się, że miszkamy w tym samym hotelu – była to ostatnia myśl zanim znów zasnąłem.

Spaliśmy zmarznieci i spoceni na przemian. Automatyczna klimatyzacja “Wery gud” ma tylko dwa tryby pracy. Ziębi lub nie. Musiałem w nocy wyłączać i włączać.

Rozmowy przy Ca Phe:
Lob: Może spytamy gdzie tu można zjeść coś fajnego?
Ara: No. Nawet nie mogliśmy się dogadać czy kawa jest czarna czy biała więc wzięliśmy dwie bo powiedziałeś, że wypijesz z mlekiem. Ale próbuj.

Dałem się ostrzyc w punkcie fryzjersko-masarskim w jakiejś wąskiej bocznej uliczce Phan Ngu Lau. Typowe tu dla nich, że gdy pojawia się klient zbiera się cały personel i patrzy. Mignęła mi w lusterku jaszczurka pod sufitem, co Arek skomentował: “Gekon. Zjada komary. Bardzo pożyteczny. Znaczy, że jest tu czysto.” Chłodniej mi było przynajmniej po tym przeraźliwie starannym zabiegu.

Na wypożyczanie skuterów było już za późno, jak również na War Remnants Museum (muzeum tak zwanego pojednania). Zdążyliśmy za to kupić bilety na wodne kukiełki następnego dnia. Wróciliśmy okrężną drogą by trochę więcej zobaczyć.

Reszta wieczoru przebiegła w nieco eksluzywnym tonie: małe piwo za 30kD, najdroższa zupa Pho 50kD (miała być daniem bezwodnym, lecz bariera językowa pokrzyżowała nam plany). Wciąż głodni po północy (późno zaczęliśmy dzień) zjedliśmy w jednym z najdroższych barów w okolicy, opisywanym zresztą przez biblię backpackerów Lonely Planet. Dość przeciętna kolacja i napoje kosztowały nas 400kD. Nadmienię, że papryka i pieprz w opisie mojego dania nie znalazły się tam przypadkiem. Nie pamiętam, żebym się tak spocił jedząc cokolwiek innego przedtem. Po powrocie do hotelu zaliczyliśmy jeszcze balkon. Potem doszliśmy do wniosku, że nic nie ma ciekawego w telewizji (patrz wideo – wkrótce) grzecznie zasnęliśmy z nadzieją, że jutro od rana uda się zrealizować wszystkie plany.

Dziękuję za uwagę.