Welcome in the real world

Posted by

Kolejny piękny, słoneczny dzień w Delhi. Temperatura 44 stopnie w cieniu skłaniała raczej do zostania cały dzień pod wentylatorem, niestety nie wytrzymałem. Zachciało mi się zwiedzać. Postanowiłem zobaczyć Czerwony Fort – tutejszy klasyk.

Zbyt łatwo zbiłem cenę rikszy do dziwnie niskiego poziomu, więc podejrzliwie wsiadłem i czekałem co się wydarzy. Zaczęło się od propozycji kupna różnego rodzaju podejrzanych substancji. Następnie gość postanowił zawieźć mnie do “turistic center” co oczywiście było bzdurą. Jak się uparłem i powiedziałem że chcę jechać tam gdzie się umówiliśmy, powiedział że mu się nie opłaca i wysadził mnie gdzieś w środku miasta 🙂 Jakoś dotarłem, ale szczerze mówiąc nie było warto.

Skoro już byłem w Old Delhi, postanowiłem trochę się poszwędać. Z każdym krokiem robiło się biedniej. Brudni, półnadzy bezdomni leżący na murkach, smród, szczury… Nawet nikt nie zwracał na mnie uwagi, ale czułem się coraz gorzej. Co innego słyszeć czy oglądać w telewizji, a co innego znaleźć się między tymi ludźmi. To nie był jakiś margines społeczeństwa, to całe tłumy ludzi żyjących na ulicy razem ze szczurami. Strasznie się tam zdołowałem, nawet nie wyciągałem aparatu, nie chce pamiętać np. widoku starca czołgającego się po skrzyżowaniu, któremu wisi płat skóry z rany na chorej nodze, ani spojrzeń leżących na ziemi dzieci.Jak najszybciej chciałem być w przyjemnym turystycznym New Delhi. Wolę już chyba tych wszystkich naganiaczy i koraliki dla turystów.
Transport powrotny zajął mi ok. 1,5 godziny w śmierdzących spalinami korkach.

Chyba wystarczy już aklimatyzacji. Czas ruszać w drogę. Zjadłem właśnie na kolację masala chicken zagryzając surową cebulką z zielonym curry. Gdyby było choć odrobinę bardziej pikantne, nie dałbym rady. Jeśli mój żołądek to przetrwa, to znaczy że przetrwa już wszystko. Resztę tego pięknego, lepkiego wieczoru spędzę pod prysznicem.