Wypadało by powiedzieć “Namaste”.
Udało się wreszcie dotrzeć na miejsce. Chociaż przed wyjazdem byłem trochę zakręcony. Zapomniałem przełożyć scyzoryk do głównego bagażu więc zostawiłem gdańskim celnikom na pamiątkę. W samolocie zalałem się kawą ale spoko, przewidziałem to ubierając się na beżowo. Wylądowałem około 2 w nocy. Po dotarciu do Paharganj byłem przekonany, że to nie jest właściwe miejsce. Miało być zaplecze turystyczne z małymi hotelikami a zobaczyłem żwirową ulicę bez świateł z półnagimi bezdomnymi śpiącymi na straganach. Pomimo 2 plecaków poruszałem się dość szybko 🙂 Znalazłem wreszcie hostel. Oczywiście nie przebierałem już za bardzo, wybrałem najtańszą celę, ale i tak skasowali mnie 400Rs (ok. 25 zł).
W nocy tutaj jest po prostu duszno, w dzień… sauna podobno jest zdrowa, ale do 45 minut 🙂
Rano rozpocząłem wymianę flory bakteryjnej. Dhal, lassi, momo – generalnie szybki przegląd lokalnej kuchni ulicznej. Przewaga wegetariańskich warzywek, ale jak się poszuka jakichś muzułmanów to i mięsko się znajdzie. Jedzenie trzeba przyznać jest porządne! Gorzej z piciem. Chciałem spróbować wyciskanych soków ale odstraszyła mnie scenka: Pan na bagażniku rowera przywozi lód w takich wielkich blokach. Chłopak od soków skrobie ten lod na jakiejś desce. Później wszystko wrzuca do wiadra średniej czystości, gdzie dodaje też owoce. Poprzestanę na wodzie i lassi. Piwa brak, może i lepiej…
Za to na każdym rogu ktoś zaczepia i proponuje załatwienie wszystkiego co może tylko przyjść do głowy. Może na początek srajtaśmę. Zaczyna się jak z Gustawem w Maroku (kiedyś o tym napiszę).
Po pierwszym dniu pobytu spostrzeżenia najlepiej wypunktuję:
– bardzo chaotyczne miejsce
– ruch kołowy przeważnie lewostronny, sygnalizatory nie przeszkadzają kierowcom. Fachowo o ile pamiętam nazywa się to ciąg pieszo – jezdny, tutaj jest wszędzie
– konstrukcja niektórych pojazdów przeczy całej mojej wiedzy z mechaniki. Jednak jeżdżą
– ciągle coś wyburzają i budują. Widząc jak budują nie dziwię się że wyburzają. Problematyczne są spadające cegły, ale zwykle ktoś wcześniej krzyczy
– kobiety zajmują się wyglądaniem dobrze w sari
– mężczyźni w większości przypadków zajmują się naganiactwem, stręczycielstwem i naciągactwem
– warunki higieniczno – sanitarne zapewnia fakt, że je się prawą ręką a “brudne rzeczy” robi się lewą (swoją drogą zastanawiałem się dziś nad dramatem lokalnych mańkutów)
– jest bardzo tanio, ale męczy ciągłe targowanie się
– jedzenie ryżu palcami jest równie głupie, jak pałeczkami
– kafejki internetowe są, ale jak podłączam aparat, wszystko się wiesza
Tak czy inaczej zamieszkanie w Paharganj było konieczne. Do dworca kolejowego mam 200m i chyba pojutrze skorzystam. Co prawda nawiew dmucha ciepłe powietrze i nie ma zimnej wody (jest tylko taka, no… w naturalnej temperaturze), ale jest całkiem miło. Mimo wszystko 🙂
Ooo, zdjęcia jednak będą.