Shekhawati, czyli tam i z powrotem

Posted by

Przede wszystkim chciałbym odwołać informację o wykasowaniu zdjęć przez wirusy. Po prostu zostały umieszczone w ukrytych katalogach w towarzystwie trojanów i robali różnej maści. Mogę więc śmiało wyedytować poprzednie dwa posty i wkleić zdjęcia.
Kotynuując pustynną opowieść powinniśmy się przenieść teraz do rejonu zwanego Shekhawati. Mało znany turystycznie rejon. Bardziej ceniony przez znawców sztuki, dorobił się określenia Open Air Gallery. Chodzi o haveli lub pozostałości po nich. Haveli to takie klasyczne dwory kupieckie. Kiedyś przez ten rejon prowadził szlak handlowy, kupcy się bogacili, stawiali coraz pokaźniejsze haveli. Później dzięki prowadzeniu transportu dóbr gółwnie drogą wodną, rejon odszedł w zapomnienie, jednak co nieco pozostało, jeśli kogoś to kręci. Ja szukałem tam raczej prowincjonalnego życia, nie skażonego za bardzo zachodnią cywilizacją. I znalazłem.
Dojechałem do miejscowości Mandawa i zakwaterowałem się w jedynym tanim hotelu. Myślałem że będzie klasyczna nora, więc mile się zaskoczyłem kiedy wszedłem do przesadnie zdobionego trzypiętrowego haveli ze stoliczkami na dachu. Byłem jedynym gościem, więc za 400Rs czułem się jakbym wynajął całą haveli dla siebie. Co krok ktoś pytał mnie czy oby niczego mi nie trzeba, proponując przy okazji takie rarytasy jak piwo czy posiłek na dachu. Przez cały czas tytułowany byłem przy tym per Sir, do czego już zdążyłem przywyknąć. Jednak na arystokracie to wszędzie się poznają 😉

Z braku innego towarzystwa piwko wypiłem z obsługą hotelową

Może lekko przesadzona, ale zawsze dekoracja

Następnego ranka pojeździłem trochę po okolicznych miasteczkach i spędziłem trochę czasu próbując porozumieć się z ludźmi. Nie mam dobrej mapy, co zmusza mnie do ciągłego zatrzymywania się i pytania o drogę. Błądzę praktycznie codziennie, ale zawsze jakoś, ktoś mnie wyprowadzi. Ważne żeby zadawać odpowiednie pytania. Nie można np. zapytać ‘czy ta droga prowadzi do…’ bo zwykle odpowiedzą ‘tak’ nawet jak nie rozumieją pytania. Lepiej zapytać ‘która droga prowadzi do…’ wtedy robi się zebranie, zaczyna się dyskusja którędy najlepiej mnie poprowadzić, wypijamy masala czaj, odpowiadam na kilka standardowych pytań i jadę dalej… no chyba że jest dostępna jakaś prycza w cieniu i jest samo południe, to nie jadę 😉

Pozostałości po haveli
Pożywny soczek wyciskany na miejscu

Boczne uliczki kryją najwięcej ciekawostek


Na ulicy jak zwykle ciekawe pogawędki. Przytoczę jeden dialog.
Mój nowy kolega: – Co palisz?
Ja: – Camele
– Skąd masz?
Kupiłem w Bikaner
– Camele z Bikaner
– Taa
– Pustyne Camele z Bikaner
– Pustyne Camele z Bikaner…
Włócząc się po okolicy postanowiłem w końcu zobaczyć jakieś ciekave haveli. Szwędałem się niby ot tak, odmawiając chłopcom przyjęcia ich usług przewodniczych za 20Rs (jakieś 1,5zł).
Spędziłem tak całe popołudnie, zaparłem się że nie będę nikomu płacił. Po kilku godzinach zwątpiłem że znajdę cokolwiek bez mapy i pojęcia czego właściwie szukam. Dogadałem się z jednym chłopcem, że jak mnie zaprowadzi w te miejsca, to kupię chustę u niego w sklepie. Tak też zrobiłem. Jakoś lepiej się czułem ze świadomością, że nie płaciłem za przewodnika bezpośrednio, tylko w formie prowizji w sklepie. Swoją drogą porządna chusta za 150Rs to uczciwy zakup.
Wreszcie udało mi się trochę tych zabytkowych budowli zobaczyć, w niektórych wciąż mieszkają rodziny byłych kupców, więc trzeba się dogadywać przed wejściem. W tym też chłopiec – przewodnik był dla mnie skarbem. Poza tym opowiadał cały czas historie różnych bogów. Ponoć Krishna miał 16 tys. kochanek, Cassanova przy nim to mały chłopiec.
Swoją drogą zastanawiałem się nad oszacowaniem ilości kochanek Krishny. Raczej ich przecież nie liczył, więc w grę wchodzi matematyka. Założono np. że przez 10 lat każdego miał 4,4 kochanki. Ciekawe co może oznaczać te 0,4…
Z rzeczy które bardziej mnie interesowały, to np. uliczne drużyny cricketowe, ciekawe zaułki czy zbliżająca się burza piaskowa.

 

Też czasem tutaj mam taką minę

Czwarty osioł

Co jakieś 3 dni słońce przysłania piasek. Plus jest taki, że nie jest tak strasznie gorąco

Lokalna drużyna cricketowa

..i oczywiście cheerleaderki

Szewc bez butów

Pobyt w okolicy Shakhawati muszę nazwać udanym. Ciekawe scenki, fajni ludzie, mało denerwujących naciągaczy czy żebraków.
Oczywiście spotykałem dzieci które wyciągały rękę na mój widok, jednak zdarzało się to w miarę rzadko. Doszło nawet do dziwnego paradoksu. Jest ogólnie taki pogląd, żeby nie dawać kasy biednym dzieciom, żeby nie uczyć ich że wystarczy wyjść na ulice, wyciągnąć rękę i nie trzeba nic robić. Dlatego wielu turystów rozdaje dzieciakom długopisy. Często biegła za mną brygada dzieci krzycząc -daj długopis! -nie mam już żadnego. – to daj 5 rupii!
Czyli niewiele się zmieniło…
Ciężko czasem patrzeć na to wszystko dookoła, jednak trzeba mieć świadomość, że nie da się zbawić świata rozdając kasę na ulicy. Jak na razie zdarzyło mi się kupić ciapati dwóm żebrającym starszym kobietom. Taki miałem dzień, że nie wytrzymałem patrząc na nie.

Czas powoli kierować się w stronę Delhi, czas wypożyczenia motocykla dobiega końca. Ciężko będzie się rozstać.
Drogę do Delhi pokonałem jednego dnia jadąc nawet w południe. Po prostu dobrze mi się jechało i miałem fajne miejsca postojowe. Trafiłem na dobry zajazd dla kierowców TATA i próbowałem poznać swego wroga od podszewki. Jeśli zastosować do tych kierowców powiedzenie ‘jesteś tym co jesz’, to oni są groszkiem i soczewicą. Jeśli spojrzeć na nich w ten sposób, przestają być już tacy groźni 🙂

Przydrożny zajazd o funkcji restauracyjno – wypoczynkowej

Ha! Jeszcze mi się przypomniała jedna historia z Shekhawati. Oczywiście wszechobecne są swastyki. Trochę to na poczatku dziwi, ale tak naprawdę to Hindusi są zdziwieni naszą awersją do tego znaku. Przecież to po prostu symbol pomyślności!
Jeden chłopak powiedział mi: swastyka to bardzo pozytywny znak, tylko dla Niemców nie za bardzo. Powiedziałbym raczej że dla ludzi którzy zetknęli się z Niemcami, kiedy swastyka była tam popularna. Tuż obok swastyki wszechobecny znaczek OM – pierwotnej sylaby. Mi kojarzy się średnio pozytywnie ze zbliżającymi się urodzinami.



Swastyka i Om, czyli widzisz co chesz widzieć

Niezwykle użyteczne okno w słoniu

Animal traffic

Założyciel bloga, podróżnik, osioł.