Jak w domu

Posted by

Jakoś udało się wrócić do Indii, wymagało to niestety spotkania się twarzą w twarz z hinduską biurokracją. Obiecuję że już nigdy w Polsce nie będę narzekał na urzędy. Jeden dzień zmarnowałem w ambasadzie Indii w Kathmandu, żeby mi wbili pieczątkę że mogę wrócić do ich wciąż zaskakującego kraju, drugi dzień zmarnowałem bo nie zabrali mnie na pokład i dopiero jak wytlumaczyłem kolejno sześciu pracownikom check in zasadę działania moich biletów upraszczając do minimum, udało mi się przedostać z powrotem do starego dobrego(?) Delhi.
Wypadało by w tym miejscu umieścić kilka informacji praktycznych dla wybierających się w te rejony.
Od roku 2010 Indie zmieniły zasady wizowe. Wiza podwójna czy wielokrotna jest ważna pół roku, jednak po opuszczeniu Indii nie można wrócić przez min. 2 miesiące. Oczywiście nikt nie informuje o tym przy wydawaniu wizy, nie ma tez informacji na samej wizie, więc turyści najczęściej dowiadują się o tym podczas kontroli dokumentów po wylądowaniu w Delhi. Rozwiązaniem problemu jest magiczna pieczątka z ambasady Indii w Kathmandu, koszt 700NRS, nie wiem jak i czy działa to w innych krajach niż Nepal. Co do możliwości ponownego wjazdu bez pieczątki mogę powiedzieć, że szanse są ok. 50%. Czasem się czepiają, czasem nie. Człowiek który mnie konrolował był bardziej zaaferowany podobieństwem słowa “polish” do “police” niż pieczątkami w moim paszporcie, jednak z tego co wiem czasami robią problemy.

Wiele się zmieniło w czasie  mojej miesięcznej nieobecności w tym mieście pachnącym curry i moczem. Monsun rozszalał się na dobre, jak pada jest bagno, jak nie pada to wiatr rozwiewa gigantyczne tumany kurzu. Do tego temperatura nie spada poniżej 40 st.
Największe zaskoczenie spotkało mnie w turystycznej dzielnicy Pahar Ganj.
Budynki przy głównej ulicy zostały w połowie zburzone. Druga połowa była bezlitośnie rozwalana przy pomocy młotów, łomów i wszystkiego innego co wpadło w ręce miejscowych robotników. Wiązało się to z naturalnym utrudnieniem w poruszaniu się po okolicy w postaci dużo większej liczby spadających cegieł niż zwykle. Bałem się też że nie znajdę żadnego całego hotelu jednak pozytywnie się zaskoczyłem. Ceny praktycznie o połowę niższe niż wcześniej i porządny pokój (jak na lokalne warunki oczywiście) można znaleźć w cenie najgorszej meliny w sezonie. Zaczął się martwy sezon w miejscowej turystyce i pewnie dlatego wzięli się za generalne remonty, a może po prostu robią to co rok. Istnieje też bardziej techniczne wytłumaczenie tego boomu budowlanego: w czasie monsunu co najmniej raz dziennie pada, więc jest darmowa pielęgnacja betonu, jednak nie podejrzewam ich żeby aż tak kombinowali.

 

 

Delhi, Paharganj po sezonie

 

 Rozmowy w korku

Tak czy inaczej Delhi jest dobrym miejscem, żeby dostać się gdzieś indziej. W moim przypadku zależało mi na dostaniu się do Kaszmiru. Najpierw dojechałem w 10 godzin  nocnym pociągiem do miasta Jammu. Dla Polaka przyzwyczajonego do standardów PKP lokalne pociągi raczej nie robią wielkiego wrażenia. Rano wsiadłem bezpośrednio do czegoś w rodzaju busa i w kolejne 10 godzin znalazłem się wreszcie w letniej stolicy stanu Kashmir and Jammu – Srinagarze.
.. ale to już zupełnie inna historia 😉

Założyciel bloga, podróżnik, osioł.