Pustynne Camele z Bikaner

Posted by

Właśnie dowiedziałem się że straciłem wszystkie dotychczasowe zdjęcia. Zostały zjedzone przez indyjskie wirusy, zagryzione naan i zapite masala czaj. Bywa. Trochę się zdenerwowałem bo kilka zdjęć było całkiem ciekawych, ale nic to, trzeba żyć dalej. Najlepsze kadry zostaną w głowie na zawsze.

Ha!
Odzyskałem zdjęcia, więc wstawiam je w wykropkowane miejsca 🙂

22.04.2010
Dotarłem do Bikaner przy pustyni Thar. Droga z Fatehpur była już właściwie pustynna. Jak zwykle przystanki przy przydrożnych budkach i niekończące się rozmowy wciąż o tym samym. Zestaw pytań jaki zawsze otrzymywałem w prawie każdym miejscu postoju (pod warunkiem że był ktoś kto mówił po angielsku) to:
Skąd jestem? Skąd i dokąd jadę? Jak się nazywam? Jak długo jestem w Indiach? Czy to mój pierwszy raz tutaj?
Czasem bywają pytania dodatkowe: Ile zarabia się w Polsce? Czy jestem żonaty? Jak często w Polsce mam sex?
Ciekawa sprawa, bo zwykle jak mówię że jestem z Polski, oni pytają: z policji? -Nie, z Polski!
Myślalem o takiej karteczce z odpowiedziami na te pytania, oszczędziłoby to sporo czasu.
Myślałem że tu prawie wszyscy mówią po angielsku, jednak rzeczywistość okazuje się o wiele bardziej hinduska 🙂
W Bikaner poczułem wreszcie ulgę, dotarłem do tej pustyni i sporo mnie to zdrowia kosztowało. Miasteczko ciche, spokojne, choć całkiem duże. Podjadając coś na ulicy zobaczyłem dwóch białych biegnących gdzieś ulicą w kapeluszach.
-Oo! Twoi przyjaciele! Powiedział sprzedawca.
-To nie moi przyjaciele, to Amerykanie. To jak wy i Pakistańczycy, wyglądacie podobnie, ale to nie znaczy że jesteście przyjaciółmi.
Rozbawiło go to trochę, zwłaszcza że nie przepadał za Amerykanami, twierdził że są “zbyt dumni”.
Dostałem od niego jeszcze coś ciekawego do spróbowania. Wyglądało jak rozpuszczalna oranżadka. Otworzyłem opakowanie a tam coś w rodzaju bakalii, spróbowalem i całkiem dobre, takie bakalie aromatyzowane. To jest tu na każdym rogu, czasami to tytoń do żucia, czasami takie bakalie. Sprawdziłem skład, zawsze zawierają betel. Wujek Google mowi  “Zawiera alkaloidy, głównie arekolinę, o właściwościach stymulujących, euforyzujących oraz poprawiających pracę układu pokarmowego. Działa także przeciwbakteryjnie.” Można powiedzieć że jest dość wielofunkcyjny. Następnym razem lepiej będzie jednak jak zapytam wujka zanim spróbuję 🙂 Tylko wujek nie zawsze dostępny…
Spędziłem spokojne popołudnie na włóczeniu się po okolicy i odpoczywaniu po jeździe.
Następnego dnia z rana wybrałem się do Deshnok zobaczyć jedną z dziwniejszych świątyń o jakich słyszałem – Świątynię Szczurów. Nie wnikając specjalnie w mityczna historie szczurów, powiem tylko że są one inkarnacjami ludzkimi. W świątyni zrobiono specjalne otwory przez które szczury mogą spokojnie przebiegać. Wygląda to tak, że wchodzi się do środka wąskim korytarzem, bez butów oczywiście, szczury przebiegają przed nogami nie zwracając specjalnie uwagi na ludzi. Wierni przynoszą mleko, ciasteczka, kukurydzę, więc szczury mają lepiej niż we własnej norze. Jest lekki dyskomfort jak idzie się boso między tymi szczurami i stara się wierzyć, że to po czym się stąpa, to ziarna kukurydzy… Niestety nie zobaczyłem białego szczura, żaden też nie dotknął mojej nogi, co uchodzi za bardzo dobrą wróżbę.
Trudno, przyjdzie mi z tym żyć.

Tytoń wraz z wapniem i betelem do żucia, miejscowy odpowiednik szlugi




Codzienna strawa, nawet wege potrafi być pożywna














Rodzina na swoim

Krowy idealnie komponują się w tutejszy ruch uliczny



Po powrocie do Bikaner postanowiłem poszukać jakiegoś ciekawego wjazdu na pustynię.
Problem o którym nie myślałem wcześniej był taki, że pustynia Thar jest jednocześnie pasem przygranicznym z Pakistanem, który nie jest ulubionym sąsiadem Indii. Wzdłuż skrajnej drogi biegnącej równolegle do pustyni było ogrodzenie i co jakiś czas posterunki wojska. Szukałem więc jakichś możliwości, przecież nie mogli ogrodzić całej pustyni! Przerwy w ogrodzeniu zaczynały się już ok. 10 km za miastem. Trochę później znalazłem coś w rodzaju drogi. Czyli jesteśmy w domu! Pojeździłem po pustyni jeszcze następny dzień. Enfield zachowywał się jakby był skonstruowany specjalnie do takich warunków.
Ciężko opisywać pustynię, to tak jakby opisywać morze. Ok, pustkowie, sucho, piasek po horyzont. Stojąc tam ze świadomością że ta pustynia ciągnie się przez 800 km można jednak poczuć respekt do świata.

Wielbłądzia rodzina na przedmieściach Bikener

Pierwszy kontakt. Pustynia Thar

 



Kolejny przystanek na masala czaj

Wioski na obrzeżach pustyni

Srebrna Strzała 🙂

 

Postanowiłem trochę bardziej przyjrzeć się życiu religijnemu Hindusów i pojechać do okolicznej wioski Kolayat, która jest bardzo popularnym celem pielgrzymek religijnych. Fajnie to wszystko położone, kapliczki nad jeziorem, ludzie kąpiący się w kolorowych ubraniach, modlący się, myślałem że nikt nie będzie specjalnie zwracał na mnie uwagi. Niestety stałem się główną atrakcją okolicy. Nie udało mi się ani przez chwile pobyć samemu. Ciągle ktoś się przysiadał, dostawałem klasyczny zestaw pytań, raz nawet jakiś chłopak poprosił mnie żebym porozmawiał przez komórkę z jego dziewczyną. Generalnie ciągle ktoś chce się zaprzyjaźnić. Niby miło ale fajnie jest czasem pobyć samemu. Pojechałem na przeciwległy koniec jeziora. Było cicho i spokojnie dopóki nie przybiegła gromada dzieci odstawiając dla mnie mały teatrzyk, bylebym tylko zrobił im zdjęcie. Jak oglądały je później na wizjerze w aparacie, prawie urwały mi rękę 🙂

 

 

 

Z porządnej rodziny a taki roztrzepany







Ogólnie atmosfera Bikaneru  jest bardzo porządna. Wszędzie jest pełno wielbłądów. Co roku organizowany jest tu fastiwal i targi wielbłądów. Poznałem jednego hodowcę, pokazał mi swoje najlepsze okazy. Normalnie tutaj wielbłąd na wielbłądzie 🙂
Po dwóch dniach miałem już swoje ulubione garkuchnie do jedzenia, stragan z owocami, miejsce z masala czaj i poznałem dość dobrze miasto i okolice. Poza tym czuję się tu bardzo bezpiecznie, spotkałem tylko jednego naganiacza, ale nawet nie był strasznie upierdliwy. Raz tylko byłem niedoszłą ofiarą spadającej butli gazowej, ale na szczęście nic sie nie stało.
Mam TV w pokoju! A co! Wieczorami zapuszczam sobie regionalną telewizję muzyczną i oglądam teledyski.
Niesamowite. Nie dociera tu jakoś masowo zachodnia kultura. Mają własne wzorce które są dla nas takie zabawne w filmach z Bollywood. Jednak poza klasycznymi teledyskami wyglądającymi jak urywki z Bollywood, znalazły się też inne ciekawe gatunki muzyczne. Był rock, dance, pop, rap… Nieźle, co? Tylko coś jest z tym nie tak. I tak sobie oglądam i zastanawiam się co jest w tym rapie nie w porządku. Wypakowani goście obwieszeni łańcuchami śpiewają jadąc w kabriolecie, niby wszystko gra. Jednak muzyka, melodyjność to wciąż to samo klasyczne Bollywood! Może trochę mniej śpiewają a bardziej recytują, bo to rap w końcu. Podobnie np. z rockiem. Muzyka identyczna, ale w tle stoi gość z gitarą i są wstawione takie delikatne gitarowe riffy i dopieszczona melodyjna solóweczka.

Jeszcze odnośnie pustyni. Nie powiem że to było jakieś niesamowite przeżycie. Nie poświęciłem też odpowiednio dużo czasu na poznawanie jej. Cieszę się po prostu że jakoś tu dojechałem. Bynajmniej mogłem wyrobić sobie osobiste zdanie na ten temat. Poza tym jazda Srebrną Strzałą jest wystarczającą frajdą samą w sobie, cele wyznaczają tylko kierunki jazdy.

















Pustynne Camele Z Bikaner