We Włoszech kawa pachnie jak świeżo zmielone niebo…
Rano zapach kawy roznosił się po całej ristorante. Macciato, espresso czy cappuccino? A może wszystkie trzy, jedna po kolei? Na którąkolwiek pada wybór, smakuje wspaniale. Po południu pyszne, kremowe lody rozpywające się w ustach… Poezja… Wieczorem wspaniała pizza, na myśl o której do dzisiaj cieknie mi ślinka… Długo można by się rozwodzić nad włoską kuchnią, wszak mieszkańcy słonecznej Italii specjalizują się w dogadzaniu podniebieniom. Ale że Alpy włoskie też są niczego sobie, urlop tradycyjnie spędziliśmy w powietrzu.
Dla paralotniarzy
Mawiają, że wszędzie dobrze ale za granicą najlepiej 😉 Italia tradycyjnie przywitała nas wspaniałą pogodą. Przyjechaliśmy do znanej paralotniowej miejscówki, Monte Avena, potocznie nazywanej Feltre, od nazwy większej miejscowości przy której znajduje się górka. A górka to nie byle jaka, bo miejsce wypadowe w Dolomity. Wystarczy tylko się wykręcić 😉
Chłopaki brali udział w zawodach British Open, a że mnie zawodnicze klimaty nie pociągają, zdecydowałam się na latanie we własnym zakresie.
Kilka użytecznych informacji co do Monte Avena:
- Główne startowisko ma wystawę S/SE i znajduje się na wysokości 1440m. Jest to rozległa, trawiasta łąka, jak na alpejskie startowiska przystało.
- Miejsce sprzyja nauce top landingu z racji swoich rozmiarów oraz rozległych, płaskich łąk na szczycie, tuż za startowiskiem.
- Na Monte Avena można dojechać samochodem bez ryzyka uszkodzeń pojazu – droga jest częściowo asfaltowa, dopiero na samym końcu zmienia się w szuter. Darmowych miejsc parkinowych jest pod dostatkiem.
- Opłata dla paralotniarzy to €10, fly karty można kupić w kilku miejscach: Lago camping (Arsie), Fiore bar (Pedavena), Gemelli bar (Feltre).
- Główne lądowisko to rozległa łąka w Pedavenie, tuż obok boiska do piłki nożnej i nieopodal Birrerii, z której słynie wioska. Nie widać go bezpośrednio ze startowiska ale bez obaw, bardzo łatwo można go zlokalizować z powietrza.
- Dwa inne, mniej popularne lądowiska to łąka w Arten, położona w pobliżu lokalnej strefy przemysłowej oraz łąka obok Pizzeria Ristorante Al Tabia na obrzeżach Feltre. Oba lądowiska są zadbane i mają zainstalowane rękawy wskazujące kierunek.
- Najlepsze warunki do latania są od kwietnia do końca lipca ale Monte Avena może też zaskoczyć świetnym warunem nawet w połowie października.
Dzień pierwszy
Rozgrzewkowy dzień pozwolił co lepszym polecieć ciekawe przeloty w okolicy i zaliczyć taska. Warun niestety nie był super łaskawy, więc wielu pilotów kręciło nosem przy wieczornych relacjach. Ale ostetcznie wszyscy byli pełni nadziei na dalsze dni. Upał był dość dotkliwy ale mnie się to bardzo podobało, w końcu nie przyjechaliśmy do Włoch dla ochłody 😉
Dzień drugi
Niestety tego dnia na startowisku miał miejsce groźnie wyglądający wypadek, spowodowany w głównej mierze rotorami od wiatru z zachodnią odchyłką. Zawody zostały przerwane i task odwołany. Bardzo wiele do życzenia pozostawili opieszali włoscy ratownicy, których nie można było odnaleźć w okolicy startowiska, a gdy w końcu pędem zbiegli się na miejsce, okazało się, że część to starsi ludzie w kondycji utrudniającej schodzenie po stromym zboczu do poszkodowanego. Na szczęście pilot przeżył i był w pełni przytomny. Z połamaniami trafił do szpitala w okolicy a przetransportował go tam zacny helikopter ratowniczy. Akcja ratunkowa poskutkowała wstrzymaniem lotów, zatem było mi dane odstartować dopiero po południu. Niestety warun był już zlotowy więc grzecznie skierowałam się do lądowiska. Chłopaki na szczęście bardziej skorzystali z dnia, aczkolwiek zamieszanie na starcie wpłynęło na wyniki.
Dzień trzeci
Z racji dyskusyjnych prognoz, organizatorzy przetransportowali nas do okolicznego Bassano, gdzie pogoda okazała się być dużo stabilniejsza. Startowaliśmy na wschodzie, w Borso del Grappa, które również okazało się rozległą, przyjazną łąką. Poniżej filmik nakręcony niedługo po starcie.
Ostatni dzień
Podczas gdy czwartego i piątego dnia Arek i Maciek dalej latali, ja zasiadłam z laptopem, oddając się pracy zdalnej na rzecz mojego korpo 😉 Urlop się skończył, do roboty! Natomiast do latania została mi jeszcze sobota, z którą wiązałam spore nadzieje.
Na koniec wyjazdu prognozy zwiastowały deszcz w Feltre więc znowu pojechaliśmy do Bassano, które słynie ze swojej korzystnej aury. W Bassano niestety pogoda nie zafundowała waruna wszech czasów, ale przynajmniej coś polataliśmy. Byłam dość mocno zniechęcona swoimi wcześniejszymi paralotniowymi poczynaniami, więc miałam lekką napinkę. I tak to w kiepski dzień z niskimi podstawami wyczłapałam 28km. Wynik to żaden ale przy zastanych warunkach sama biłam sobie brawo po lądowaniu 😉 Nie ma jak napinka!
Nieco rozpusty…
Zostawiając paralotniowe impresje, dla wygłodniałych w Feltre polecam pizzerię La Noghera, gdzie serwują wyśmienite pizze. Do tego można tam wypić wyborną kawę i osłodzić sobie dzień pysznymi deserami. Ta miejscówka to kwintesencja włoskiej kuchni, gdzie wszystko jest świeże i smaczne. Gorąco polecam! Zaś w Pedavenie warto spróbować lodów w Gelateria All’Angolo. Doskonałe kremowe lody dosłownie rozpływają się w ustach… Jeśli lody to tylko tam!
Nie rekomenduję z kolei znanej i obleganej Birreria Pedavena. Serwowana kuchnia jest typowo austriacka, dużo tam wszelkiego rodzaju mięsa, a mało włoskości. Do tego tłumy, tłumy i tłumy, a dla kierowców – niedobre piwo bezalkoholowe. Plusem jest, że kuchnia jest otwarta w ciągu dnia, więc nie trzeba czekać do wieczora żeby zjeść coś ciepłego, tak jak to ma miejsce w zdecydowanej większości włoskich ristorante.
Włochy polecam do jedzenia, latania i wygrzania. To piękny kraj, w którym każdy znajdzie coś dla siebie, a spacery po krętych, uroczych uliczkach nastrajają i pozytywnie, i sentymentalnie. A cytując włoskiego kompozytora, Giuseppe Verdi:
You may have the universe if I may have Italy.