North – Northwest

Posted by
Pola ryżowe

Po przejechaniu granicy wietnamskiej obaj niezależnie poczuliśmy poddenerwowanie do tego stopnia, że jechaliśmy dość szybko (czyli ok. 60km/h) i długo bez zatrzymywania. Znów wszyscy wokoło trąbili, znow wszędzie pytaliśmy o ceny kawy i żarcia żeby nie bylo niespodzianek. Jednym słowem codziennie stawaliśmy przed dylematem więźnia któremu wypadło mydło pod prysznicem.

Dobre rady wujka Ho Chi Minha
Górskie doliny w północno-zachodnim Wietnamie
Schwytany przez miejscowych młody leopard
Poza ryżem i kukurydzą niewiele się tu uprawia
Transport kóz na targ do Hanoi

D
Droga do Hanoi zajęła nam 3 dni. Stwierdziliśmy, że robimy ją bez sentymentów i zjeżdżania z głównej trasy. Laos pozostawił po sobie tak niesamowity spokój w głowie, że za nic nie chciałem dać go sobie odebrać krzykliwym Wietnamczykom. Przedmieścia Hanoi zaczęły się ok. 35km przed miastem. Tłok, korki i uliczna partyzantka znacznie spowolniły naszą jazdę. Później było już tylko gorzej. Szybko musieliśmy przypomnieć sobie zasady tutejszego ruchu a raczej ich brak.

Mniej więcej wyglądało to tak:

Dojechaliśmy przed nocą do lokalnego pierdolnika, który okazał się tu całkiem spory, do tego bez jakiegokolwiek punktu centralnego, tylko sieć ulic. Trzeba przyznać, że szczęśliwie po raz kolejny prosty plan został zrealizowany perfekcyjnie. Z rzeczy, które musieliśmy jeszcze zrobić pozostała sprzedaż motorków, resztę po prostu mogliśmy. Właściwie cena jaką zapłaciliśmy była równa cenie wynajmu przez ten miesiąc, więc teraz mogliśmy tylko “zyskać”. Zrobiliśmy karteczki na motorki, kilka ogłoszeń w internecie i pytaliśmy w okolicach guesthousów.

Aktywny marketing

Częściowo z powodu tej misji, a po części z powodu charakteru miasta, gdzie wszystko jest 3x droższe niż poza stolicą, zbojkotowaliśmy Hanoi nie znajdując tu miejsca dla siebie. Dopiero Acoustic Bar przywrócił naszą wiarę w tutejszych ludzi. Mały pub z pseudosceną, gdzie garstka znajomych gra i śpiewa wietnamskie i światowe hiciory. Zdolności wokalne i instrumantalne wszystkich muzyków były niesamowite. Cały wieczór słuchaliśmy jak zaczarowani ciągle odmawiając występu. Ostatecznie zajęliśmy miejsca przy mikrofonach, żeby przekonać się że nie potrafimy grać ani śpiewać, ale za to nie poddajemy się zbyt łatwo. Następnego wieczoru mieliśmy lot do Saigonu, wiec brak zainteresowania naszymi motorkami zaczął być frustrujący. Liczyliśmy na turystów, bo miejscowi wolą skutery a poza tym nie zaproponowaliby nam dobrej ceny. Jednak na turystów trzeba czekać a my już nie mieliśmy czasu. Ostatecznie sprzedaliśmy miejscowemu handlarzowi za pół ceny, lepsze to niż nic.

Hanoi nie zostawiło pozytywnych wspomnień. Po objechaniu wietnamskich prowincji znaliśmy ceny i tutaj wszystko było po prostu 3x droższe i gorsze. Turysta może poczuć się jak chodzący portfel i miejscowi nawet nie starają się sprawiać wrażenia że jest inaczej. Jedzenie czy kawa nie są tu już tak spektakularne jak na południu, nie podają gratisowej wyśmienitej herbatki do wszystkiego, czy pysznych owocowych miksów, a jeśli uda się coś takiego znaleźć to z pewnością po cenie europejskiej.

Codzienny uliczny zgiełk

No dobra, postaram się napisać coś dobrego o tym mieście. Ma bardzo zróżnicowaną i ciekawą architekturę. Zróżnicowaną dzięki wszechobecnym nadbudówkom a ciekawe są formy jakie przybiera wszechobecny grzyb.

Kamienica wielofunkcyjna

Wracamy do Saigonu, tam jakoś bardziej swojsko się czułem.

Hawk!