Doświadczenia z lotniska w Moskwie sugerowały, że im dalej na wschód to będzie tylko gorzej.
Jak pisał Arek prawie się spóźniliśmy na przesiadkę. Na bilecie w rubryce bramka widniały pustki. Dopiero pani w informacji rozwiała nasze wątpliwości meliodyjnym: “Ju hef tu heri ap!”. Udało się w złotem i futrem płynącej Moskwie ale w Wietnamie to dopiero będzie Sajgon.
Najpierw jednak trzeba wytrzymać 10 godzin w ortopedycznych fotelach Aerofłotu. Nakarmili nas, napoili czajem i zgodnie z Arową Teoria zmniejszyli ilość tlenu w powietrzu dzięki czemu wszyscy popadali jak łańcuch na szosę.
Obudził mnie świt i zdrętwiałe ciało. Zdążyłem z poranną toaletą tuż przed globalną pobudką na śniadanie. Odliczałem minuty (i metry) do lądowania z pytaniem w głowie: “Co teraz? Co się będzie działo?”.
Śniadanie – nasz ostatni quasi-europejski posiłek.
Dziękuję za uwagę