Doszliśmy do wniosku, że Da Lat nie jest najlepszym miejscem do ukrywania się przed światem. Prędzej czy później ktoś by coś zauważył. Arek polecił mi film, w którym jest dobry przykład takiego azyl -“Wyspa” Kim Ki Duka. Nieliczny przypadek gdy ktoś opowiadając mi fabułę wzbudził we mnie chęć obejrzenia. Da Lat jest ponoć miejscem wymarzonym dla artystów niekonicznie odnoszących sukcesy. W najgorszym wypadku zauważą ich sprzedawcy bagietek (z dziwnym czymś w środku). Są tu nawet specjalne knajpy dla takich postaci, oblegane w większości przez turystów maści francuskiej.
Spaliłem sobie kark i wierzchnie części rąk na tym moturze. Duże słowo – motor. Honda Dream stoi gdzieś w hierarchi pomiędzy skuterem a motorowerem (z naciskiem na skuter). Jak Arek wspomniał mój już był solidnie wyjeżdżony ale przynajmniej nie różowy. Przetrwał jednak tą około 100-kilometrową eskapadę bez awarii. Jedynie sprężyna przy stopce się urwała. Pamiętając rady doświadczonego kolegi miałem ze sobą sznureczek. Pani w recepcji na widok urwanej sprężyny i na moje “It’s broken” uśmiechnęła się szeroko i wcele nie zaskoczona powiedziała “jes jes”. “Wyglądała jakby się właśnie tego spodziewała” – stwierdziła Arek.
Generalnie krajobrazy wokół Da Lat przypominaję Bieszczady albo Szwardzwald. Jedyne rónice to dżungla, gorsze drogi, plantacje kawy i wyrzucany w postaci hałd gnój na poboczu. To najmniej zrozumiałem z tej przejażdżki.
Dziękuję za uwagę.