Podgórna jaskinia Kong Lor

Posted by

Laos w swej krasie

Drugie podejście zrobiliśmy parę godzin później gdy sie trochę rozpogodziło. Znów jechaliśmy drogą na południe. Jaskiniowa rzeka jest na jej końcu. Altanka wyglądająca jak napompowany paśnik na 20 osób robi tam za biuro. Człowieka od papierkowej roboty (bilet = gotówka) słusznie wzięliśmy za mózg tej operacji. Przydzielił nam łódkę z załogą: płaskie czółno z motorkiem i długą śrubą z płetwą, chłopaka/nawigatora na dziób i sternika/motorniczego. Obaj z okrągłymi lampami na czołach w mroku sprawiali wrażenie bohaterów laotańskiego remake’u “Brazil” albo “Delicatessen”. Młody wyposażył nas w kamizelki. Przezornie wzięliśmy ze sobą czołówki, latarkę i worki foliowe na plecaki. Ostrożności nigdy za wiele zwłaszcza widząc stan tych łódek. Przeciekają zniszczone szorowaniem po kamieniach. Jaskinia jest wprawdzie ogromna lecz rzeka ma płytkie dno zasypane otoczakami. Trasa obejmuje kilka progów wodnych, przez które załoga przepycha łódź zmuszając niekiedy pasażerów do abordażu kamienistego dna.
Jaskinia robi wrażenie. Ma wiele odgłęzień. Widzieliśmy tylko mały fragment przystosowany do szybkiej przeprawy turystów z jednej strony skały do małego sklepiku po drugiej stronie góry, potrzymania ich tam trochę i z powrotem. Pozwala to przynajmniej odpocząć uszom od warkotu silników odbijającego się echem od sklepienia jaskini. Daje do myślenia, swoją drogą, ten rajd tunelami pełnymi fantastycznych kształtów skał i zacieków wyrzeźbionych przez przyrodę. Nie jest to sucha i łatwa jazda. Śmialiśmy się, że w naszej łódce było prawie tyle samo wody co na zewnątrz. Towarzyszył nam ciąglę jednostajnie powtarzający się dzwięk wylewania wody przez załoganta z tyłu.
W środku góry jest przystanek: park rzeźb naturalnych. Krętą ścieżką pomiędzy ciekawie oświetlonymi formami skalnymi przeprowadzała nas załoga nieco pośpiesznie ale nie poganiając. Rozumiem ich. Widzieli to już setki razy i mogliby pójść już napić się spokojnie BeerLao. Robiliśmy co w naszej mocy. Wszyscy byli zadowoleni.
 
Nieustraszeni eksploratorzy jaskini Kong Lor

Fantastyczne kształty nie mogły być dziełem żadnej ze znanych nam cywilizacji
Domek letniskowy z ogrodem
Dzewo

Wróciliśmy dość późno by wkrótce udać się na kolację. Sytuacja zawiodła nas do Dokkhoun, nielicznej jeszcze otwartej restauracji serwującej ponoć przyzwoite Lao jedzenie. Arek zamówił zachowawczo kurczaka z warzywami, ja pokusiłem się o lap kurę, ponoć miejscowe typowe żarcie. Nie potrafiliśmy zidentyfikować wszystkich przypraw z taką fantazją były zrobione. Jeden stolik zajmowała grupa turystów, po jakimś czasie zniechęcona wyczynami barowego didżeja (w każdym nawet najmniejszym lokalu tu jest karaoke). Co ciekawe przyciągnął tu wkrótce za to sporo okolicznej młodzieży. Pomni wczesnego wstawania udaliśmy się na spoczynek a noc wypełniały echa nieskończonych mutacji (wg nas) jednej i tej samej skoczno-rzewnej piosenki. Wszystko tu gra.

 

Słowo karaoke nabiera w Laosie potencjału ciężarówki z drewnem

Szekspirowskie scenografie zawsze fascynowały podróżników
 
Dziękuję za uwagę.