Laos w swej krasie
Wróciliśmy dość późno by wkrótce udać się na kolację. Sytuacja zawiodła nas do Dokkhoun, nielicznej jeszcze otwartej restauracji serwującej ponoć przyzwoite Lao jedzenie. Arek zamówił zachowawczo kurczaka z warzywami, ja pokusiłem się o lap kurę, ponoć miejscowe typowe żarcie. Nie potrafiliśmy zidentyfikować wszystkich przypraw z taką fantazją były zrobione. Jeden stolik zajmowała grupa turystów, po jakimś czasie zniechęcona wyczynami barowego didżeja (w każdym nawet najmniejszym lokalu tu jest karaoke). Co ciekawe przyciągnął tu wkrótce za to sporo okolicznej młodzieży. Pomni wczesnego wstawania udaliśmy się na spoczynek a noc wypełniały echa nieskończonych mutacji (wg nas) jednej i tej samej skoczno-rzewnej piosenki. Wszystko tu gra.