Obudził mnie świt wpadający pzez hotelowe okno. Zerwałem Arka i zażyliśmy rytualnej kąpieli w morzu o świcie. Polubiłem to. Po tak orzeźwiająco rozpoczętym dniu udało się nadrobić parę wpisów do bloga przed śniadaniem. Jak to mawia Bronek, nie jesteśmy tu dla przyjemności.
Zaszaleliśmy w sklepie sieci komórkowej. Telefon za milion – pestka. Mamy teraz przynajmniej lokalna kartę sim. Już nie 5 zł za minutę do kraju a jedyne 4000D. Zastanawiające, że zatrudniają w takim miejscu tuzin młodych dziewczyn, z których ani jedna nie mówi po angielsku (poza standardowym “heloł” i “ju wery hensom”). Sprawiają one wrażenie jakby spotykała je tam ogromna, niezasłużona przykrość. Może powinniśmy byli mówić po rosyjsku.
Dzień zakończyliśmy kąpielą w morzu. Tym razem walczyliśmy z falami. W mokrych spodenkach odwiedziliśmy jeszcze jedna knajpę, gdzie próbowali nas spić słabą wódką (wietnamska ma 30%). Zniesmaczeni udaliśmy się spać.
Dziękuję za uwagę.