Gdzieś tam głęboko czaił się plan, że uda nam się znaleźć jakieś stare offroadowe motocykle do kupienia (Yamaha DT, Honda XR), pojeździmy trochę po górskich wioskach i odsprzadamy przed powrotem.
Stwierdziliśmy jednak, że tu takowych nia ma, albo bynajmniej nie są zbyt popularne. Wszyscy jeżdżą na motorkach typu większy motorower albo skuter. Szczytem hardkoru jest Minsk, a my już zbyt dobrze znamy te motocykle żeby je kupować.
Doszło do tego, że musieliśmy zdecydować się na to, czego najbardziej nie znoszę – kompromis.
Tutaj wg wskazań mapy, logiki, możliwej prawdopodobnej trasy i układu gwiazd powinniśmy zakupić motorki o dalej wyruszyć niezależnie od widzimisię pekaesów.
W dwa dni jeździłem już każdą Honda Win na sprzedaż w tym mieście i moje wrażenia z jazdy zwykle oscylowały między “sprzęgło skończone, lagi krzywe, łyse opony, nawet nie zwalnia, nie mówiąc o hamowaniu”, a “na tym motocyklu już nikt nigdy nie powinien jeżdzić”.
Niezwykle pomocny okazał się miejscowy Easy Rider – Mr. Quyen, który na codzień organizuje motocyklowe wycieczki dla turystów po okolicach. Jego kolega posiadał takową Hondę i to w świetnym stanie, do tego zgodził się pojeździć z nami i być tłumaczem w negocjacjach.
-przyjechaliście z Nha Trang?
-tak
-nocnym autobusem?
-tak
-z miejscami do spania?
-tak
– i nie mogliście spać?
(śmiech) -taaak
W międzyczasie w Hoi An:
Miasteczko kręci się wkoło rzeki
Miejscowy targ wszystkiego
Jedna z gomp w Hoi An
Zdjęcie z cyklu: przygotu, aparat. O! teraz!
Lobo pod matczyną opieką
Stare miasto
… i Gregory Peck
Skracam, bo na klawiaturze nie ma literek i to robi się trochę męczące 🙂
Trzeciego dnia, jak już stwierdziliśmy, że nie znajdziemy tu dla nas motorków i albo jedziemy do Hanoi, albo
do Laosu autobusem, rzutem na taśmę staliśmy się posiadaczami dwóch hondek, jednej właściwie perfekcyjnej, drugiej z problemami ale do opanowania.
Od razu uspokajam co niektórych, Lobo jeździ tą dobrą 😉
Jak na razie dwa dni w trasie i zaczynamy się docierać.
Skrótowo, bo czas nas goni a klawiatura męczy – jutro na tych hondkach powinniśmy przekroczyć granicę z Laosem w miejscowości Lao Bao.
Później na południe do tzw. krainy 4 tys. wysp, czyli Mekong.
Możliwe kilka dni przerwy w blogowaniu, bo jak patrzymy na mapę to zastanawiamy się czy damy radę gdzieś się tam przespać a problem internetu schodzi na raczej abstrakcyjnie odległy plan.
Podejrzewam że następna relacja z Pakxe.
Hawk